Julia pożyczyła mi na wolne dni książkę – „Oro” Marcel A. Marcel (pod tym pseudonimem ukrywają się dwie autorki). Zabierałam się do niej jak do lektury obowiązkowej – wiadomo, że polonista powinien się , z grubsza przynajmniej, orientować, co czytają jego uczniowie. W domu czekały na mnie lektury, na które już dawno miałam ochotę, tylko brakowało czasu, by po nie sięgnąć. Po pierwszych piętnastu stronach „Oro” jeszcze nie miałam opinii – książka jak książka. Ani mnie nie wciągnęła, ani nie zniechęciła. Ale potem było już tylko lepiej , zrobiło się ciekawie, pasjonująco, a przy końcu– nie mogłam się oderwać.
Dla kogo ta książka? Zdecydowanie dla tych, którzy lubią utwory o młodzieży i jej problemach. Akcja rozgrywa się w czasach współczesnych. Można tu poczytać o nieporozumieniach z rówieśnikami i rodzicami, a także o lubieniu samego siebie (tak, to nie pomyłka – życie w harmonii z samym sobą to sztuka niełatwa). Lektura pozwala zrozumieć, dlaczego ludzie czasem zachowują się dziwnie, czemu nie układają się im relacje z innymi. Pokazuje zjawiska, które każdy z nas, w mniejszym lub większym stopniu, spotyka wokół siebie: agresję słowną i fizyczną, odrzucanie kogoś przez grupę, kompleksy, zawody sercowe, problemy w domu, rodzenie się przyjaźni.
Niektórzy w naszej klasie czytali „Pocztówkę z Toronto” D. Rekosza i twierdzili, że im się podobała. Tym osobom „Oro” na pewno przypadnie do gustu. Czyta się lekko – sporo jest dialogów, które lubicie, i mało opisów, których nie lubicie. Jak wiecie, nie cierpię pytania, czy książka jest gruba, więc nie napiszę Wam, ile ma stron. Lubię za to, gdy mnie pytacie, czy jest ciekawa – na to pytanie już odpowiedziałam. A jakie ma zakończenie!
Książka jest w bibliotekach publicznych w Gdyni, między innymi na Karwinach i Dąbrowie.